Masywne, z pełną determinacją wnikające w głąb ziemi. Tworzące gęste pęczki tuż pod jej powierzchnią. Długie, proste jak świeca. Krótkie, zgrubiałe, pofałdowane. Cienkie, wiotkie i delikatne. Grube jak ramię dorosłego mężczyzny. Chropowate. Gładkie w dotyku niczym sierść kota. Żółte, czarne, brunatne, białe, pomarańczowe. W wielu odcieniach szarości. Ich różnorodność nie ma końca. Korzenie. Według nomenklatury biologicznej – palowe, przybyszowe i wiązkowe. Kotwica i podpora dla części nadziemnych…
Przerastają glebę na znaczne odległości eksplorując jej kolejne partie niczym wytrawni podróżnicy. Nie w poszukiwaniu przygód, ale wody i soli mineralnych, które zapewnią byt temu co na górze – pędom, liściom, kwiatom. Przepływ życiodajnych składników nie odbywa się jednak wyłącznie w jednym kierunku. To obopólna wymiana. Zielone części roślin, wystawione na działanie słońca zaopatrują pogrążone w ciemnościach korzenie w produkty fotosyntezy – cukry.
Korzenie są bardzo towarzyskie. Wchodzą w różnorakie komitywy, romanse i kooperatywy. Najczęściej z grzybami, których strzępki potrafią tak gęsto opleść krótkie korzenie boczne, że tworzą wokół nich coś na kształt mufki.
Mikoryza to prawdziwa wymiana barterowa – obaj partnerzy mogą czuć się usatysfakcjonowani. Grzybom zapewnia dostęp do organicznych substancji odżywczych – cukrów. Dla korzeni współpraca ze strzępkami grzybni oznacza istotne zwiększenie powierzchni chłonnej oraz zaopatrzenie w proste związki odżywcze, substancje witaminowe i hormonalne stymulujące wzrost korzenia.
Niektóre korzenie, szczególnie z rodziny bobowatych upodobały sobie współpracę z bakteriami wiążącymi azot z powietrza. W efekcie tej kooperatywy na korzeniach tworzą się zgrubienia zwane brodawkami korzeniowymi. Bez problemu można je zobaczyć po wykopaniu rośliny. W komórkach brodawek rezydują bakterie dostarczające roślinie cennego azotu. Roślina nie pozostaje im dłużna – dzięki niej bakterie mają dostęp do bogatych w energię substancji organicznych – węglowodanów.
Korzenie służą również roślinom do wzajemnego komunikowania się. Za ich pośrednictwem potrafią przekazywać swoim sąsiadom sygnały stresowe ostrzegając je przed suszą lub atakiem szkodników. Niebagatelne znaczenie mają tu również mikorytyczne grzyby, które łącząc korzenie roślin pajęczyną strzępek tworzą coś w rodzaju wspólnej sieci grzybniowej. Dzięki niej, niczym za pośrednictwem kabli przenoszone są informacje między roślinami.
Korzenie roślin pełnią także rolę spiżarni bogato zaopatrzonej w substancje pokarmowe. Pod koniec lata z części nadziemnych transportowane są one do korzeni, co umożliwia roślinom przetrwanie zimy. Wiosną, gdy rusza wegetacja te cenne zapasy przemieszczają się w kierunku przeciwnym.
Jesień, kiedy część nadziemna rośliny zaczyna zamierać oraz wczesna wiosna, zanim jeszcze pojawią się pierwsze liście to najlepszy czas na zbiór korzeni. Ilość nagromadzonych w nich substancji leczniczych jest o tej porze wyjątkowo duża.
To, co często nazywamy korzeniem (Radix), to z biologicznego punktu widzenia tak naprawdę kłącze (Rhizoma) z drobnymi korzonkami. Kłącza to nic innego jak przekształcony, zwykle zgrubiały pęd podziemny, czyli łodyga, która zaadaptowała się do życia w podziemnym świecie. Zarówno kłącza, jak i typowe korzenie to często cenne surowce lecznicze.
Zbiór korzeni doskonale współgra z jesienną aurą. Pochmurny czy nawet deszczowy dzień nie stanowi przeszkody, tak jak w przypadku ziela, kwiatów, czy owoców. Korzeń i tak myje się przed użyciem, dlatego nie ma większego znaczenia czy po wykopaniu będzie suchy czy mokry.
Korzenie roślin dwuletnich np. łopianu, arcydzięgla litworu zbiera się jesienią w pierwszym roku wegetacji lub wczesną wiosną drugiego roku jeszcze zanim wypuszczą pęd kwiatostanowy.
Korzenie roślin wieloletnich zbieramy po drugim lub trzecim roku wegetacji, a najlepiej jeszcze starsze, ponieważ z wiekiem rośnie w nich ilość cennych substancji czynnych.
Z korzeniami jest podobnie jak z dobrym winem, czas działa na ich korzyść…
Jesienią z upraw można zbierać bogate w olejki eteryczne kłącza arcydzięgla litworu, który w swoim naturalnym środowisku – Sudetach i Karpatach jest objęty częściową ochroną. Można też pozyskiwać aromatyczne, bogate w związki o działaniu uspokajającym krótkie kłącza i korzenie kozłka lekarskiego, lubczyku ogrodowego, bogate w inulinę – omanu wielkiego, rzewienia dłoniastego (rabarbaru), jeżówki purpurowej czy walcowate korzenie prawoślazu lekarskiego.
Na łąkach i pastwiskach znajdziemy kłącza perzu, mydlnicy lekarskiej, babki szerokolistnej, pięciornika kurzego ziela, gorzki w smaku korzeń cykorii podróżnika, mniszka pospolitego, żywokostu lekarskiego, rdestu wężownika oraz grube i słusznych rozmiarów, bo dochodzące nawet do pół metra długości korzenie łopianu większego. W żyznych zaroślach można znaleźć całe kępy roślin azotolubnych – glistnik jaskółcze ziele z jego jaskrawopomarańczowymi korzeniami oraz wszędobylską pokrzywę zwyczajną. Jej kłącza to cenny surowiec zielarski.
Do wykopywania korzeni najlepiej nadają się tzw. widły amerykańskie o płaskich i prostych zębach. Jeśli użyjemy ich z wyczuciem nie ma zagrożenia, że przetniemy korzeń, co czasem zdarzało mi się, gdy korzystałam ze szpadla. Korzenie oczyszczamy z resztek gleby, pozbywamy się części zepsutych lub uszkodzonych przez szkodniki i szybko przepłukujemy w zimnej wodzie. Te szczególnie zanieczyszczone można delikatnie wyszorować szczotką. Kontakt korzeni z wodą ograniczamy jednak do niezbędnego minimum, nie urządzamy im długotrwałych kąpieli. Niektóre cenne substancje przenikają do wody, dlatego zbyt długo moczony korzeń po prostu traci część swoich leczniczych właściwości.
Korzenie każdorazowo przetwarzam w stanie świeżym, tuż po zbiorze. Świeże zioła zawsze będą bardziej skuteczne i mocniejsze w działaniu niż wysuszone. Suszenie zawsze powoduje straty substancji czynnych. Z ziołami jest trochę tak jak z warzywami – świeża rzodkiewka czy ogórek są o niebo zdrowsze niż suszone. Zresztą mało komu przychodzi do głowy, aby je suszyć… Tej zasady trzymam się również w stosunku do ziół.
Z korzeni po ich rozdrobnieniu sporządzam m.in. wyciągi olejowe, na spirytusie, na winie, glicerynowe, octy, syropy.
Oczywiście nie każdy ma zioła na wyciągnięcie ręki, dlatego dla wielu osób wygodniej będzie je wysuszyć. Korzenie i kłącza najłatwiej ususzyć w piekarniku. Kroimy je na plastry lub przecinamy wzdłuż na mniejsze kawałki, co znacznie ułatwi i przyspieszy cały proces. Następnie układamy je cienką warstwą na sitach lub blachach.
Temperatura suszenia jest uzależniona od rodzaju związków czynnych zawartych w surowcu. Kłącza i korzenie roślin bogatych w olejki eteryczne (kozłek lekarski, arcydzięgiel litwor, lubczyk ogrodowy) należy suszyć w temperaturze do 35°C. To pozwoli nam zachować stosunkowo dużo olejków eterycznych. Zapobiegnie także zniszczeniu walepotriatów – substancji odpowiedzialnych za działanie uspokajające kozłka lekarskiego, które już w temperaturze powyżej 35°C ulegają rozkładowi. Zupełnie odmiennie traktuje się korzenie bogate w alkaloidy (glistnik jaskółcze ziele). Suszy się je w wysokiej temperaturze 60-80°C.
Najbardziej uniwersalną temperaturą suszenia dla pozostałych surowców jest 40-50°C.
Prawidłowo wysuszone korzenie są kruche i łatwo się łamią. Susz przechowuje się w miejscu chłodnym, suchym i ciemnym. Najlepiej w szklanych słoikach, aby ustrzec się nieproszonych gości.
Dziś zainaugurowałam „Czas Korzeni”. Zaopatrzona w widły ruszyłam na łąki. Do domu wróciłam z wielkim bukietem korzeni mniszka poprzetykanych czarnymi, śliskimi korzeniami żywokostu. I jednym, ale za to gigantycznym korzeniem łopianu. A podczas kopania wyobrażałam sobie, że budzę się rano, a za oknem rozpościera się las sterczących w górę korzeni. Świat odwrócony. I zastanawiam się, ile roślin byłabym w stanie rozpoznać.
A Ty znasz podziemne tajemnice swoich ulubionych ziół? Zapach ich korzeni, ich strukturę, ich kolor?
Bibliografia:
- Cossins D., Rozmówki roślin, http://popularnonaukowo.blog.pl/2014/08/14/rozmowki-roslin/ (dostęp na dzień 10.10.2017)
- Jadczak D., Grzeszczuk M., Jesień zielarza, http://www.panacea.pl/articles.php?id=2106 (dostęp na dzień 10.10.2017)
- Szweykowska A., Szweykowski J., Botanika, tom pierwszy: Morfologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994
Hej Malgorzato, daj znac gdy bedzisz robils zmowu masc z zywokostu . Ta resztka , ktora mi zostala zrobila sie taka….dziwna . Ciagna sie z niej nitki jak z krowek .
Dorota, maść była robiona m.in. na glicerydzie żywokostowym. Gliceryna roślinna jest lepka i najwidoczniej osadziła się na dnie słoiczka. Jak najbardziej można używać, dodatkowo nawilży skórę. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Czy kopanie korzeni trzeba dostosować do faz księżyca?
Lidia, nie trzeba, ale warto 🙂 Ja przy wykopywaniu korzeni kieruję się nie tylko fazą Księżyca, ale też kalendarzem biodynamicznym. Kopię w Dzień Korzeni. Pozdrawiam Ruta
Ale czy kalendarz biodynamiczny nie jest zależny od faz księżyca właśnie?
Tak, ale oprócz tego są Dni Korzenia, Owocu, Liścia itd – i ja tym przede wszystkim kieruję się przy zbiorze (oraz przy sianiu i sadzeniu).
Dzięki 🙂 …juz sie obawiałam , ze odpowiedz bedzie inna , Chyba zbyt ja oszczedzałam ostatnim czasem ….ale do wiosny jeszcze tak daleko . chyba zamówie od razu półlitrowy słój . Buziaki !
Kochana, jak najbardziej używaj o ile ta lepkość nie jest dla Ciebie jakimś dyskomfortem. Faktycznie masz ją już długo 🙂 Mam nadzieję, że choć trochę pomogła. Ściskam!
Pomaga 🙂 … na wszystko – bolace kolana , lupiace ramie , popekane dlonie …jedyna jej wada jest to , ze sie konczy .Byle do wiosny !:)
Masz na imie Ruta ?Czy to tylko ,tak , „ziolowe imie ” (procz mojej cioci Rutki nie spotkalam nigdy w zyciu innej Ruty )
Tak, przyjęłam imię Ruta, a dlaczego – to temat na dłuższą opowieść… Zatem do spotkania 🙂
Maśc zywokostową – z korzeni – zrobiłam drugi raz – poprzedni zapas rozdałam ludziom. Bardzo mi pomaga na bół odcinka lędźwiowo – krzyżowego. Ubiegłej jesieni odkryłam na mojej łące kozłek lekarski. Zrobiłam nalewkę na spirytusie. Niedawno tez mąż nakopał mi tych korzeni. Rozdrobniłam i zalałam winem czerwonym – wyrobem własnym, więc zdrowym. Zuważyłam, że bardzo pomaga na dolegliwości sercowe. Kiedys suszłam korzeń mniszka, ale przeczytałam, że napar z niego zwiększa apetyt, a ja się ciągle odchudzam, więc zaprzestałam. Na ogrodzie mam ogromny krzew rzewienia – rabarbaru oraz – równie potężny krzew lubczyku. Chyba się dobiorę do nich.
Pani Malgorzatu – dziękuję bardzo za przepis maści żywokostowej. Pozdrawiam – Irena
Pani Ireno, ale ziołowe bogactwo 🙂 Cieszę się, że maść działa. Dużo moich znajomych jej używa i są bardzo zadowoleni z efektów. U mnie niestety w okolicy nie ma nigdzie kozłka, dlatego posadziłam go w ogrodzie. Najlepsze są korzenie trzyletnie lub nawet starsze, dlatego będę je wykopywać dopiero w przyszłym roku. Nalewka na świeżym kozłku jest niezastąpiona przy problemach z zasypianiem – to jedno z najlepiej działających z tej materii ziół (obok chmielu i tataraku).
Korzeń mniszka faktycznie pobudza apetyt, ale jednocześnie działa regulująco na przemianę materii, reguluje wypróżnienia i wręcz jest polecany w leczeniu otyłości. Pozdrawiam serdecznie.
A jak mogłabym „przerobić” korzeń mniszka, żeby działał na przemianę materii? Wino, nalewka? A jakoś bez alkoholu? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten blog, jest moją inspiracją 🙂
Kasia,
Możesz zrobić odwar, nalewkę lub miodek mniszkowy. Właśnie piszę artykuł o mniszku – w ciągu najbliższych dni umieszczę go na blogu. Tam znajdziesz duuużo informacji. Pozdrawiam 🙂
witam serdecznie.bardzo dziękuje opatrzności że trafiłam na Pani blog..,z przyjemnością czyta się artykuły które są skarbnicą wiedzy .pozdrawiam.
Dziękuję – swoją wiedzą dzielę się z prawdziwą radością.